Oczami Leny
Nadszedł
wyczekiwany przez wszystkich, najwspanialszy dzień roku. Zakończenie
i podsumowanie wszystkich dni ( tego roku szkolnego ), które
spędziliśmy w murach naszej szkoły, a zarazem pierwszy dzień,
najcieplejszej pory roku, czyli lata.
Siedziałam
w ławce i patrzyłam się tępo na nauczycielkę, która wygłaszała
swoje przestrogi przed kolejnym rokiem nauki, tym razem w trzeciej
gimnazjum. Nie wsłuchiwałam się w jej słowa, ani nie próbowałam
ich zrozumieć. Snułam plany na tegoroczne wakacje. Spojrzałam
kątem oka na siedzącego obok mnie Feliksa, mojego przyjaciela. On
też miał głowę w chmurach. Pamiętam jak się pierwszy raz
spotkaliśmy. Było to tajemnicze i dziwne poznanie swojego nowego
kumpla.
W
wieku siedmiu lat wybrałam się na samotny wypad do lasu. Chodziłam
godzinami po wyschniętym, trzeszczącym mchu i oglądałam każdy
zakamarek lasu. Kiedy zrobiłam się zmęczona opadłam lekko na
trawę i oparłam się o wysokie drzewo, które wyrastało z ziemi
pokrytej ściółką. Usłyszałam szelest liści i dźwięk łamanych
gałęzi. Od razu zerwałam się z podłoża, na którym
odpoczywałam. Ujrzałam chłopca. W jego oczach było widać
przerażenie, jego skóra była dziwnie lśniąca, jakby srebrna, na
brzuchu, ponieważ miał rozpiętą koszulę, było widać już
zaschniętą podłużną ranę. Miał kruczoczarne włosy. Przetarłam
oczy i nagle przede mną stał chłopiec podobny do poprzedniego, ale
miał zdrowy, kremowy odcień skóry. Był trochę brudny, rana na
brzuchu też zniknęła. Nie widziałam czy to moja dziecięca
wyobraźnia płata mi figle, czy dzieje się coś dziwnego.
Nieznajomy podszedł trochę bliżej:
-Cześć,
jestem Feliks- oszołomiona, że chłopiec do mnie mówi,
odpowiedziałam dopiero po chwili.
-Hej,
ja nazywam się Lena.
Nie
potrzebowaliśmy więcej informacji. Bawiliśmy się przez cały
dzień. Nie pytałam go, czy to co zobaczyłam było prawdą, bo
bałam się, że uzna, że zwariowałam . Od tej pory nie rozstajemy
się ani na sekundę. Feliks naprawdę jest dla mnie jak brat.
Z
wspomnień wróciłam do rzeczywistości. Pani właśnie wyczytałam
moje nazwisko, podeszłam do niej i odebrałam świadectwo z ocenami
składającymi się na średnią 5.0. Mam nadzieję, że ta jak iż
wysoka średnia dla innych, moim rodzicom też przypadnie do gustu.
Nauczycielka skończyła wyczytywać listę dwudziestu siedmiu
nazwisk uczniów uczęszczających do naszej klasy. Pożegnała nas
ciepłym do zobaczenia, po czym wszyscy uczniowie wybiegli z sali z
gromkimi uśmiechami na ustach.
-A
może tak pójdziemy do herbaciarni, a później do
lasu?-zaproponował Feliks.
-Jasne,
świetny pomysł.
Wybiegliśmy
ze szkoły i udaliśmy się w stronę herbaciarni. Szliśmy
uliczkami, na których po bokach były piękne ogrody porośnięte
wysokimi krzewami i pięknymi kwiatami. Moimi ulubionymi są
herbaciane róże. Trzymaliśmy się za rękę, ale nie było w tym
nic niezwykłego. To było dla tak proste jak oddychanie, takie
oczywiste. Byliśmy najlepszymi przyjaciółmi. Zanim się obejrzałam
już byliśmy na miejscu. W oknach z zewnętrznej strony rosły bielusieńkie fiołki. Przed wejściem stały cztery stoliki
z błękitnymi obrusami,a wszystko przykrywały wielki parasolki z
coca-coli. Weszliśmy do środka po menu. Pod ladą widniał brązowy,
duży napis:“Herbaciarnia“. Wzięliśmy karty i usiedliśmy przy
stoliku na dworze. Wszyscy dorośli gdzieś się śpieszyli, dla nich
to nie był wyjątkowy dzień, początek wakacji, tylko taki jak
każdy inny.
-Ja
chyba wezmę truskawkowo-śmietankową herbatę- wyrwał mnie z
rozmyślań Feliks.
-Yyy,
a ja- spojrzałam na propozycje- czekoladowo-truflową-powiedziałam.
Kelnerka
podeszła i spisała zamówienie. Wymieniliśmy się uśmiechami z
Feliksem.
-Co
zamierzasz robić w te wakacje?-spytał.
-Rodzice
myśleli o wyjeździe nad morze, ale ja wolałabym pojechać za
granicę. Pozwiedzać. Poznać nowe miejsca, a ty?
-Ja
myślałem o wyjeździe w góry, ale jeszcze nie jestem pewny.
Pójdziemy później na spacer do lasu?
-Jasne,
czemu nie.
Chłopak
ciągle zerkał na zegarek, kręcił się i wypatrywał kelnerki.
-Śpieszysz się?- w końcu nie wytrzymałam.
-Ja? Nie...
-Aha, wspaniale.
Nareszcie przyszła młoda, wysoka blondynka niosąca nasze zamówienie. Puściła oczko do Feliksa, spojrzała groźnie na mnie i odeszła. Wzięłam filiżankę w ręce i zanurzyłam usta w płynie. Był przepyszny, lekko słodkawy. Mogłabym tak codziennie. Oparłam się wygodnie o krzesło, piłam herbatę i patrzyłam w niebo.
-Idziemy?!
-Co jeszcze nie skończyłam. Siedzimy tu dopiero dziesięć minut. Mamy jeszcze cały dzień, więc nie rozumiem, gdzie tak chcesz szybko iść.
-Nigdzie- zamilkł i patrzył na mnie, kiedy skończę.
-Wiesz co, może już chodźmy- odstawiłam herbatę, nie wytrzymałabym tam, ani chwili dłużej.
Wstałam i spojrzałam na Feliksa. Z wesołym uśmieszkiem, jednym krokiem zrównał się ze mną. Szliśmy w milczeniu. Mijaliśmy różne sklepy, drepcząc po brukowanych ulicach. Było południe. Słońce prażyło niemiłosiernie. Po drodze kupiliśmy dwa lody. Po wyczerpującym spacerze po mieście, zbliżaliśmy się do ściany lasu. Miło było wejść do chłodnego, zacienionego, pełnego drzew miejsca. Nagle zauważyłam, że Feliks nie stoi już przy mnie, a ja znalazłam się jakby w zupełnie innym lesie. Tamten był jasny, królowały w nim ciepłe kolory, a teraz wszystko było mokre, ciemne, nawet niebo zaszło czarnymi chmurami. Zaczęłam wołać imię mojego przyjaciela, ale odpowiadała mi tylko głucha cisza. Choć niby nic się nie stało, serce zaczęło mi bić jak szalone. Po prostu myślałam, że zaraz rozwali mi klatkę piersiową. W zaroślach usłyszałam szelest, ale nie zamierzałam sprawdzać co to było, marzyłam, żeby jak najszybciej się stąd wynieść. Ale gdzie? Przecież nie wiedziałam dokładnie gdzie się znajdowałam. Poczułam na karku lodowaty oddech i czyjeś pazury, wbijające się w moje ręce, tuż nad łokciami. Wstrzymałam oddech. Czułam jak krew leci mi powolutku po rękach, dłoniach, a na końcu, drobnymi kroplami ląduje na trawie. Lekko odwróciłam głowę. Oczy wyszły mi na wierzch. Tego co ujrzałam nie życzę najgorszemu wrogowi. Za mną stał nie kto inny jak Feliks, ale nie ten którego znałam. Miał czarne, puste oczodoły, skóra była jakby ze srebra. Włosy miał dużo dłuższe niż wcześniej. Opadały mu lekko na ramiona, ale nadal były kruczoczarne. Nie miał koszulki, tylko czerwone szorty i był boso. Wymówiłam jego imię, ale nie zareagował. Za to usłyszałam wiele kroków za mną. Odwróciłam głowę, było ich tysiące, schowanych za każdym drzewem, a na przedzie stała rudowłosa dziewczyna, która miała fioletowe skrzydła, jakby z mgły sądzącej się jej po plecach. Poczułam wbijane ostrze w brzuch. Spojrzałam w dół, nie myliłam się, Feliks wsunął mi w ciało mały sztylet z wizerunkiem herbacianej róży. Po chwili nie mogłam się ruszać. Upadłam na ziemię. Rudowłosa uklękła nade mną i okryła mnie mgłą ze swoich skrzydeł.