wtorek, 1 października 2013

Rozdział 10

          Pierwsze zajęcia zaczynały się o ósmej i jak wierzyć kartce, miało być to karate. Mój plan składał się z dziwnych lekcji, sportów, z którymi nie miałam wcześniej nigdy do czynienia. Jedynie o jodze czytałam, kiedy chciałam poprawić kondycję i uzyskać sylwetkę modelki z czasopism „vogue”, co oczywiście mi się nie udało.
         Sala gimnastyczna znajdowała się na samym dole. Gdy otwierałam drzwi, spodziewałam się tłumu dzieciaków, poprzebieranych w białe stroje i wymachujących swoimi kończynami we wszystkie strony. Ku mojemu zdziwieniu, na sali stały Zafiry, w czarnych strojach, które idealnie przylegały im do każdego kawałka ciała, tworzyli krąg na środku pomieszczenia. Nagle wszystkie głowy odwróciły się w moją stronę. Ciekawskie spojrzenia skupiały się na różnych punktach mojego ciała. Jedni uparcie wpatrywali się w moje sandały, inni patrzyli mi prosto w oczy. Na śmierć zapomniałam o jakimś stroju do ćwiczeń, choćby dresie.
W tamtej chwili z kręgu wyszedł wysoki, przystojny, ciemnowłosy mężczyzna, może miał ze dwadzieścia lat, nie więcej. Czarny strój podkreślał jego umięśnione ciało.
-Witaj na moich zajęciach karate. Jestem Miron, a Ty?
-Lena. Panie Mironie...
-Och, skończ z tą oficjalną mową. Jestem po prostu Miron, nie rób ze mnie starca. A tak w ogóle to wątpię, żeby w tych twoich sandałkach można było wygodnie ćwiczyć.
-Tak...
-Leć do pokoju, tylko się pośpiesz.
           Pobiegłam do pokoju i zaczęłam szukać w szafie czegoś wygodnego. Jeżeli tamte Zafiry były ubrane w czarne stroje, to ja też powinnam. Wcisnęłam się w czarny kostium, włożyłam sportowe buty i wróciłam na salę.
           Nareszcie nie wyglądałam jak odmieniec. Zafiry siedziały na podłodze, wykonując najróżniejsze ćwiczenia rozciągające. Nagle usłyszałam głos zza pleców.
-Leno, no rusz się. Rób to co inni.
-Oczywiście...
           Szybko podeszłam do grupy na środku sali, ale usiadłam lekko z boku. Czułam się nieswojo. Niby nikt już nie zwracał na mnie uwagi, ale jednak nie znałam tu nikogo. Dziewczyna, która siedziała obok, miała krótkie, brązowe włosy do ramion i ciemną cerę. Odwróciła się do mnie, chyba nie powinnam tak długo patrzeć na jedną osobę.
-Jestem Margareta, a ty?- spytała.
-Lena.
-Więc Leno, lepiej zacznij ćwiczyć, bo Miron nie lubi jak ktoś jest leniwy.


           Wyprostowałam złączone nogi i próbowałam dotknąć dłońmi czubków palców, ale nie dałam rady. Ledwie co sięgnęłam za kolana. Zresztą nigdy nie byłam zbyt rozciągnięta, a gimnastyka w mojej dawnej szkole była na poziomie...właściwie to gimnastyki tam nie było.
           Cała lekcja karate polegała na uderzaniu różnymi częściami ciała o przeciwnika. Miron powtarzał nam, że ta dyscyplina służy tylko do obrony. 
           Z sali tylko ja wyszłam cała zlana potem i z roztrzepanymi włosami. Wszyscy inni wyglądali jakby dopiero szli na zajęcia. 
          Podsumowując zrobiłam z siebie pośmiewisko, bo prawie za każdym razem nie potrafiłam trafić w wyznaczony cel. 
          Miałam półtorej godziny przed zajęciami z jogi, więc postanowiłam, rozejrzeć się trochę, ale tym razem nie miałam zamiaru wchodzić na sekretne piętra. 
          Wyszłam z sali i skręciłam w prawo, żeby dojść do pokoju, bo nie zamierzałam chodzić cała spocona. W tym wielkim zamku, czułam się jeszcze trochę nieswojo. Wszędzie było cicho. Czasami zdawało mi się, że wszyscy stąd uciekli. Ile Zafirów mogło chodzić do tej "szkoły"? Musiało być ich dużo, ale pewnie siedzili w swoich pokojach. 
          Miałam już otworzyć drzwi, kiedy usłyszałam wołanie za sobą.
-Lena!-Odwróciłam głowę.
-Jestem Marcel- przedstawił się nieznajomy.
-Mnie chyba już znasz. 
-Tak. Jestem przyjacielem Feliksa i dużo mi o tobie opowiadał. 
-To zabawne, bo on mi o tobie nic.
-Nic straconego. Może pójdziemy na krótki spacer? 
-Dobrze, ale dasz mi chwilę?
-Oczywiście.
          Wślizgnęłam się szybko do pokoju. Musiałam wyglądać okropnie, a on był taki przystojny. Zresztą wszyscy tutaj mieli nieprzeciętną urodę, wszyscy oprócz mnie. 
          Podeszłam do szafy i wyciągnęłam pierwszą, lepszą bluzkę z brzegu, dżinsy i trampki. Nałożyłam to na siebie i spojrzałam w lustro. Przeczesałam włosy i wciąć nie wyglądałam tak jakbym chciała, ale nie miałam już czasu na żadne poprawki. 
         Uchyliłam drzwi i modliłam się w duchu, żeby chłopak dalej tam był.
-Ślicznie wyglądasz.
-Nie kłam.
-Nie kłamię- Roześmiał się, a na moich policzkach pojawiły się rumieńce. 

piątek, 23 sierpnia 2013

Informacja

           Przepraszam was bardzo za takie zaległości z blogiem, ale ostatnio nie miałam weny, ale wcale nie zawieszam bloga, ani nie porzucam. Nadchodzi nowy rok szkolny, nowe pomysły, nowe chęci do pisania, więc kolejny rozdział powinien pojawić się z nadejściem szkoły. Teraz jadę na tydzień na Mazury, więc mam nadzieję, że wymyślę kolejne losy Leny w Endergerd. 
           Chciałam jeszcze serdecznie podziękować za tyle komentarzy i 4000 wejść! To dla mnie wiele znaczy. Kocham was drodzy czytelnicy i do następnego rozdziału. 


JEŚLI CHCECIE POCZYTAĆ MOJE WYPOCINY ZAPRASZAM NA MOJE DWA INNE BLOGI. CHĘTNIE USŁYSZĘ WASZE ZDANIE NA ICH TEMAT:

http://janoskians-you-only-live-once.blogspot.com/

http://nothing-can-ever-replace-you.blogspot.com/

                                     

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Rozdział 9

       Weszliśmy do małego, białego pomieszczenia, w którym jedynymi meblami było biurko i krzesło, które zajmowała Anabella. Przeglądała stos jakichś papierów, szukając czegoś zawzięcie. Spojrzała na mnie od niechcenia i jednym ruchem wyjęła biała kartkę, nie naruszając konstrukcji. Rzuciła okiem na trzymany w ręku dokument i kazała Saturninowi wyjść.
-Jak czujesz się w Endergerd?- zaczęła.
-Dobrze- odpowiedziałam lakonicznie.
-Przechodząc do konkretów, chciałam ci powiedzieć, że na koniec roku masz test z „bycia Zafirem”. Z walki będą cię przygotowywać nasi nauczyciele, ale teorii będziesz musiała nauczyć się sama, ale postanowiłam zrobić dla ciebie wyjątek i wyznaczyłam kogoś, kto pomoże ci opanować materiał przynajmniej na początku. Wejdź Maksymilianie! -krzyknęła do drugich drzwi w gabinecie, których wcześniej nie zauważyłam.
       I przed moimi oczami ukazał się grecki bóg. Był oszałamiająco przystojny. Jego brązowe oczy przyciągały jak magnez, widziałam w nich moją definicję szczęścia. Włosy tego samego koloru, zaczesane do góry, dodawały mu uroku. Uśmiechając się szeroko odsłonił rząd prościutkich, śnieżnobiałych zębów. Miał na sobie czarne, bardzo obcisłe spodnie, białą bluzkę z długimi rękawami podwiniętymi na wysokość łokci. Mimo całego swojego niezaprzeczalnego uroku, wydawał się zarozumiały. Chyba to właśnie jest najgorsza wada przystojniaków, są zapatrzeni w swoje odbicie w lustrze jak w wyrocznię.
       Maksymilian cały czas wpatrywał się w Anabellę, przez jedną, krótką sekundę wydawało mi się nawet, że do niej mrugnął.
-On ci pomoże, ale to kiedy indziej, możesz już iść- powiedziała Anabella, nie zaszczycając mnie nawet swoim spojrzeniem.
      Wyszłam, a właściwie wybiegłam z gabinetu i poszłam wreszcie znaleźć Feliksa, bo jedna próba skończyła się fiaskiem. Z nadzieją znalezienia pokoju numer pięćdziesiąt dwa ruszyłam przed siebie.
       Wtargnęłam bez pukania do pokoju mojego przyjaciela. Siedział sam nad jakąś kartką. Podeszłam bliżej i ujrzałam wiersz.

Zafiry.
Dzieci wyobraźni.
Walczą choć
Nie istnieją.
Bronią, chociaż
Nikt o nich
Nie wie.
Wtapiają się
W nicość,
Żeby chronić.
Niedocenieni.
Przez ostrza
Zmienieni.
Ratują cały
Świat.

      Tekst nie mówił ani o kolejnym zdrajcy, ani o śmierci królowej. Pokazywał po prostu jaka jest rola Zafirów. Mają chronić świat bez chwały, sławy i błysku fleszy. Muszą poruszać się jak cienie lub wtapiać w tłum i w odpowiednim momencie, dzięki portalom, wracać do Endergerd.
      Feliks odwrócił głowę w moją stronę. Coś mnie uderzyło, coś w jego wyglądzie. Nie była to żadna zmiana koloru włosów ani nic takiego. Tylko jego oczy, które kiedyś, chociaż czarne, oddawały całą radość jego duszy, a teraz te wielkie węgliki ziały pustką, nie widziałam w nich nic znajomego, jakby stał się zupełnie nową istotą. Uniósł kąciki ust, nie poruszając przy tym żadnym mięśniem twarzy, co już świadczyło o jego fałszywości.
-Cześć- wydusił z siebie.
-No cześć.
-Co tam.
-Dobrze.
       Boże, co to była za sztywna rozmowa. Jak z obcym człowiekiem na portalu internetowym. Stałam tak w milczeniu z każdą sekundą coraz bardziej uświadamiając sobie, że straciłam Feliksa. On już nie był taki jak kiedyś. Niby nie miałam szczególnych dowodów na jego zmianę, ale znałam go na tyle dobrze, żeby zauważyć, że coś jest nie tak.
-Feliks! Mam dość! Co się dzieje? Zmieniłeś się i nawet nie zaprzeczaj! Po prostu powiedz mi co do cholery się stało?- wyrzuciłam z siebie potok słów, ale twarz mojego przyjaciela nie zmieniła wyrazu.
-Nic.
-Feliks! Czy ty uważasz, że jestem głupia?
-Nie.- Jego lakoniczne odpowiedzi zaczynały mnie denerwować.
-Chyba jednak tak! Za dobrze cię znam mój drogi, żeby nie zauważyć tego sztucznego uśmiechu i pustych oczu.
-Zrozum, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Dzisiaj wieczorem mamy męski wieczór, nie muszę przed tobą już ukrywać mojej tożsamości i jest wspaniale.- Jego zapewnienia nie do końca mnie przekonywały.
-Taki kit to sobie możesz wciskać komuś innemu, a ja wychodzę. Przemyśl czy naprawdę nie można mi zaufać i powiedzieć co się dzieje!
      Wybiegłam z pokoju, trzaskając drzwiami. Jedyne uczcie, które wtedy odczuwałam to złość.
       Nie wiedziałam czemu jego brak zainteresowania wywołam u mnie, aż taki napad złości. Chyba za bardzo byłam przyzwyczajona do mojego wesołego, pełnego energii Feliksa, który za każdym razem, kiedy mnie widział skakał podekscytowany, wyrzucając z siebie miliony pomysłów na minutę, na to co moglibyśmy robić.
      Jego obojętność nie wskazywała na nic dobrego, przecież jeżeli nie musiał się przede mną ukrywać to powinien być szczęśliwy, a wcale na takiego nie wyglądał.
      Do głowy wpadł mi trochę szalony pomysł, ale musiałam z kimś pogadać. Chciałam powiedzieć wszystko Anabelli. Musiała wiedzieć wszystko o Endergerd i jego mieszkańcach. Może Feliks zawsze tutaj zachowywał się jak pozbawiony życia, a przy mnie po prostu udawał.
      Weszłam do gabinetu królowej i miałam ochotę stamtąd od razu uciec. Na środku pomieszczenia stali Maksymilian i Anabella całujący się namiętnie. Chłopak trzymał ręce w jej włosach, a królowa oplatała swoje wokół jego talii. Chyba mnie nie zauważyli, bo dalej byli zajęci sobą, więc wyszłam zamykając cicho drzwi.
       Tutaj wcale nie było tak idealnie. Królowa całowała się z moim, przyszłym korepetytorem, Feliks zachowywał się jak nawiedzony, za Majką „latał” jakiś Kamil, a o Dośki problemach już nie wspomnę. No i do tego zdrajca i Seraf, można było dostać od tego wszystkiego zawrotów głowy.
        Nagle do mojej durnej głowy wpadła pewna, nierealna myśl. Przez chwilę wyobrażałam sobie siebie jako Serafa i nową królową, ale chyba byłam zbyt egocentryczna, bo przecież dopiero co tutaj przyjechałam, a już marzyłam o takich rzeczach. Nie mogłam zostać zastępczynią Maryny. Bardziej prawdopodobna wersja byłaby z Majką. W Endergerd mieszkała już od jakiegoś czasu, dużo wiedziała i... nie potrafiłam sobie jej jednak wyobrazić jako królową . Nie pasowała do tej roli. Nie uważałam, żeby nie zasługiwała, ale ona wyglądała jak wesoła wróżka, a nie jak poważna przywódczyni, która ma pokonać z zimną krwią podłego zdrajcę.


***
Witajcie! Chyba powróciłam. 

wtorek, 14 maja 2013

Do 10 czerwca

        Więc jak sam tytuł posta mówi, kolejny rozdział będziecie mogli przeczytać 10 czerwca. Na razie muszę wziąć się do roboty i poprawić oceny.  Wstawiam wam jeden z moich wierszy. 




Stoję
Stoję,
A świat dookoła biegnie.
Ludzie umierają.
Stoję
I patrzę
Na ich twarze.
Stoję
I widzę
Ich smutek,
Ich radość.
Ich pośpiech,
Nie wiadomo
Dokąd.
Stoję.
Nie śpieszę się.
Obserwuję.
Stoję
I piszę
Co czuję,
Co widzę.
Jestem 
W innej przestrzeni,
Bo 
Stoję.

sobota, 13 kwietnia 2013

Rozdział 8


         Maja siedziała na moim łóżku, oddychając ciężko, a Dominika dalej się myła. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Chyba był to dobry moment na opowiedzenie mi czegoś o Endergerd. Analizowałam ile rzeczy spotkało mnie w zaledwie, niecałe dwadzieścia cztery godziny, znalazłam tajemniczy pokój, dowiedziałam się o przepowiedni i dwóch zdrajcach, przeczytałam wiersze Gabriela, poznałam Dymitra i Eufemię i miałam usłyszeć kolejne rzeczy od Mai i Dośki.
-Pamiętasz jak opowiadałam wam o moim dzisiejszym dniu?- spytałam.
-No oczywiście, mówiłaś coś o wierszach, przepowiedni, Eufemii i jeszcze paru innych rzeczach, ale do czego zmierzasz?
-Kto był jeszcze ostatnio zmieniony?
-No mówiłyśmy ci już, Dominika, Regina, Adela i Eulalia.
-Musimy się dowiedzieć kto je zmienił, to wiele ułatwi, bo to właśnie jeden z Zafirów jest zdrajcą, a jego podopieczna Serafem.
-Na pewno nie Eulialia- wykrzyknęła Dośka, otwierając drzwi do zaparowanej łazienki.
-Dlaczego nie?- Zaciekawiła się Maja.
-Bo Ursyn ją zmieniła, a on był cały czas z nią, a wcześniej ze mną, więc nie mógł pójść na to tajemnicze piętro. Mnie zmieniła Anabella, Reginę Dymitr, a Adelę Feliks.
-To na pewno Dymitr! Wiedziałam, że coś jest z nim, nie tak- zaczęłam krzyczeć podekscytowana.
-Nie znam do zbyt dobrze. Rzadko się pokazuje, a jak już to z Eufemią- zauważyła Maja.- Jesteś pewna, że Ursyn cały czas był z Eulalią albo tobą?
-Pewności nie mam, ale raczej tak- odpowiedziałam po chwili Dominika.
-Czyli mamy dwóch podejrzanych? Pytam dla pewności.- Maja spojrzała na nas.
-Tak, Ursyna i Dymitra- potwierdziłam.- Właśnie co chciałyście mi powiedzieć?
-To może ja pierwsza- powiedziała Maja.- Zacznijmy od tego, że umówiłam się z moim chłopakiem Emilem. Zabrał mnie do ogrodu, gdzie był stolik, krzesła, tort i w ogóle wszystko pięknie i już miał przede mną klękać i wiecie, prosić o rękę, a tu...
-Jak to? On chciał ci się oświadczyć? Przecież Ty masz maksymalnie szesnaście lat!- krzyknęłam oburzona.
-Leno, zapamiętaj, że Zafiry nie starzeję się. Nigdy nie będe wyglądać na starszą, więc stając się jednym z nas, dostajesz automatycznie prawo do ślubu. Wracając do historii, Emil już miał mnie prosić o rękę, a tu wbiega Kamil, taki mój zazdrosny, głupi, brzydki, upierdliwy kolega, w garniturze, z kwiatami, mówiąc jakąś rymowankę. To był jakiś kabaret! Kiedy Kamil poszedł, Emil odprowadził mnie do pokoju, nie kontynuując rozmowy, którą nam przerwano. To taki wielki skrót.
-A ty Dośka? W ogóle głupi ten Kamil! Co ona sobie myśli, że może tak przychodzić, kiedy chce!- zaczęłam krzyczeć z emocji.
-No to rano spotkałam Ursyna, który powiedział mi, że podobam się Gabrielowi, a później mnie pocałował! Rozumiecie! A teraz poszłam na salę, gdzie byli: Ursyn, Gabriel i Eulalia. Oczywiście mój Ursynek zabawiał się z tą dziewczyną! Tak na marginesie, to musimy urządzić babski wieczór, bo już zaprosiłam Eulalię.
-Oczywiście, możemy zrobić takie spotkanie- zdecydowałam.
-A w ogóle ty pewnie chciałabyś się dowiedzieć, co robimy w Endergerd. No to zacznijmy od tego, że dam ci twój plan.- Podała mi kartkę, na której były wypisane dni tygodnia, godziny i różne zajęcia.- Zafiry nie mają szkoły, ale za to chodzimy na treningi, a historii, zasad i teorii mamy obowiązek nauczyć się samemu. Pod koniec roku jak test. Oto Twój wykaz podręczników do opracowania.- wręczyła mi kolejny świstek papieru z tytułami i autorami różnych książek.- U nas rok „szkolny” jest dopasowywany indywidualnie; twój kończy się za dziesięć miesięcy, później masz szkolenia, ale o tym dowiesz się od Anabelli.
-To wszystko jest takie pokręcone. Dobra, jestem zmęczona, więc już koniec gadania, gaszę światło.
         Dominika położyła się na swoim łóżku, a Maja poszła do łazienki, zgasiłam lampkę i zapadłam w sen.
                                                                            ***
         Stałam na samym środku sali, na podwyższeniu. Dookoła walczyły wszystkie Zafiry. Przed oczami, mignęła mi twarz Anabelli, która po chwili leżała już na podłodze. Po paru sekundach, zorientowałam się, że te nierówności na marmurze to moi pobratymcy, przykryci warstwą krwi. Z mojej krtani wydobył się krzyk, kiedy zobaczyłam buzie Mai, leżącej w tej zbiorowej mogile, twarz miała wykrzywioną bólem. Zamknęłam oczy i złapałam się za głowę. Poczułam pod palcami zimny przedmiot. Zdjęłam go i okazało się, że to korona. Odwróciłam się w lewo i zobaczyłam Scholastykę, Dominikę, Klarę ze stołówki, Eufemię, wszyscy martwi. Z otwartymi oczami, wzrokiem zawieszonym gdzieś w przestrzeni i ranami, obrzydliwymi ranami na wysokości serca. Były to czarno-złoto-zielone dziury, jakby wyszarpane ostrymi pazurami. Spojrzałam w górę, nade mną znajdowała się wielka szklana kopuła, która pozwalała na zobaczenie bezchmurnego nieba. Na ścianach były malowidła, prawie wszyscy na nich wydawali się mi nieznani, prawie, bo w ostatniej postaci rozpoznałam siebie. Dookoła Zafiry były zabijane przez, właściwie nie wiedziałam przez kogo, a ja stałam jakby zatrzymana w czasie, pośrodku tego całego chaosu. Nagle usłyszałam słowa, które zgrały się z zimnym ostrzem, wbijanym w moją pierś.
-Kiedy żywi Zafirowie, ugodzeni złotem czystym, będą konać przy królowej, która zginąć ma za wszystkich.
        Wtedy otworzyłam oczy. Byłam cała zlana potem. To był sen, tylko zły sen. Rozejrzałam się po pokoju, Dominika i Maja jeszcze spały, ale promienie słońca oświetlały już pomieszczenie. Spojrzałam na zegar, wskazywał szóstą, mimo że pierwszy trening miała o ósmej, wiedziałam, że nie zasnę.
        Poszłam do łazienki, weszłam pod prysznic, próbując nie zmoczyć włosów, umyłam się żelem o zapachu coli. Wytarłam się i owinęłam dużym, fioletowym ręcznikiem i zabrałam się za szczotkowanie zębów. Rozczesałam kołtuny z włosów, ubrałam się i wyszłam ze sporej łazienki.
        Dominika siedziała z laptopem i kartką spisując coś zawzięcie, a Maja grzebała w szafie, przewracając kolejne, równo ułożone stosy ubrań. Podeszłam do Dośki i zobaczyłam, że na papierze są wypisane imiona dziewczyn. Byłam tam ja, Majka, Scholastyka, Eulalia, Adela, Regina. Euzebia, Zenobia, Inga i Aurelia.
-Co robisz?- spytałam, siadając koło przyjaciółki.
-Spisuję listę na nasz babski wieczór. Poznasz nowe osoby, będzie świetnie- powiedziała bez przekonania.
-Nie wyglądasz na wielbicielkę piżama party, po co to robisz?
-Bo Ursyn chciał zaprosić Eulalię na męski wieczór. Rozumiesz? Męski wieczór! Zdradliwy cham!
-Tu jest pies pogrzebany! Nie chciałaś, żeby ktoś był z Ursynem, dlatego zaprosiłaś tą dziewczynę do nas. Wiesz, może ona nie jest taka zła, tylko może nie wie o tobie i tym chłopaku.
-Ale ja ją lubię, wydaje się bardzo fajna, tylko nie dam satysfakcji Ursynowi, że wykorzysta kolejną nową.
-Zamierzasz jej wszystko opowiedzieć?
-Tak, bo nie chcę, żeby ona też się na nim zawiodła.
-I dobrze, ale tak szczerze, myślisz, że Ursyn jest tajemniczym zdrajcą? Zaraz, zapomniałam, że w tym wierszu zdrajca ma czarne oczy i włosy, więc to nie jest Dymitr, bo mimo to, że jest łysy, więc nie wiem jakie są naprawdę jego włosy, to oczy on ma szare.
-To też nie Ursyn, on jest blondynem.
-Serio? Czyli wracamy do punktu wyjścia. Może ktoś jeszcze zmienił jakąś dziewczynę, ale o tym nie wiemy.
-Całkiem możliwe, a ten opis doskonale odzwierciedla wygląd Gabriela, przecież niby jest poetą, spokojnym chłopakiem, a może tak naprawdę to tylko przykrywka dla jego ciemnej strony!
-Możliwe, ale nie osądzajmy go pochopnie.
-No dobra, ale nie zapomnij o nim.
-Spoko, nie martw się, będę na niego uważać.
-Mam nadzieję. Byłabyś tak dobra i przed zajęciami powiedziała dziewczynom z listy o naszym spotkaniu? Na kartce są numery ich pokoi, a w ogóle jak weźmiesz Majkę ze sobą to na pewno się nie zgubisz.
-Nie ma sprawy.
         Wzięłam listę i spojrzałam na blondynkę, stała zwarta i gotowa pod drzwiami. Z westchnieniem poszłam na poszukiwania „melanżowiczów”.
-Opowiedz mi o Emilu- poprosiłam.
-Od czego by tu zacząć, Emil jest blondynem, ma zielono-brązowe oczy, mierzy chyba z metr dziewięćdziesiąt, należy do wysokich osób, zawsze gdy go potrzebuję jest przy mnie.
-Cud, miód i maliny, ideał jednym słowiem.
-Ha ha- zaśmiała się ponuro.- Nie jest idealny, ma wiele wad. Można powiedzieć, że sprawia pozory najcudowniejszego chłopaka pod słońcem, bardzo często sama się na to nabieram, ale ma czasami przede mną jakieś tajemnice, potrafi mnie okłamać, bywa zazdrosny, zmienia się w zależności czy jesteśmy przy jego kolegach, czy sami, ale mimo tego nadal jest moim kochanym blondaskiem.
-Kocha się za nic.
-Jestem innego zdania, ale Emil ma też tyle zalet, że przesłaniają te jego niedociągnięcia w zachowaniu.
-Ja też się nie zgadzam, ale tak tylko powiedziłam.
Nie no, spoko.
-Opowiedz mi ile masz naprawdę lat, kto cię zmienił, kim byłaś, co lubiłaś robić, gdzie mieszkałaś, wszystko o przeszłości.
-Naprawdę mam osiemnaście lat, zmienił mnie Eryk, byliśmy na wycieczce w Warszawie i mieliśmy trzy godziny wolnego na starówce. Spotkałam tam właśnie Eryka, ona był nieziemsko przystojny i za jego namową poszłam z nim na „krótki” spacer. Gadaliśmy, gadaliśmy i jeszcze raz gadaliśmy, aż do momentu, kiedy znaleźliśmy się już spory kawałek od miejsca zbiórki. Nie wiem, gdzie to było dokładnie, ale Eryk stwierdził, że chce mi pokazać bardzo ciekawą rzecz. Zabrał mnie do jakiegoś zaułka, i podał mi jakieś miękkie narkotyki, a ja za życia byłam głupia i próbowałam wszystkiego, więc wzięłam je. Pamiętam jak obudziłam się już w Endergerd, w pokoju z Anbellą i Emilem. Żadne z nich nie znało Eryka albo udawali, że go nie znają. Do tej pory nie wiem kim był ten chłopak. Mieszkałam w Głogowie, miasto na Dolnym Śląsku, nieco ponad siedemdziesiąt tysięcy mieszkańców. Kim byłam? Była uczennicą drugiej gimnazjum. Lubiłam pisać, recytować, brała udział w różnych konkursach polonistycznych. Patrz, tu mieszka Euzebia, Zenobia, Inga i Aurelia, są na liście. Wchodzimy!
        Pokój był ogromny i różowy. Wszystkie dodatki miały ciepłe, jaskrawe, kiczowate kolory, przypominające landrynki. Dziewczyny siedziały nad jakąś gazetą, przekrzykując się nawzajem. Dwie blondynki, brunetka i ruda- to musiała być mieszanka wybuchowa. Jedna z nich zauważyła nas i zaczęła uciszać koleżanki. Wysoka Zafirka o marchewkowych włosach i zielonych oczach, podeszła do nas przedstawiając swoje znajome. Blondynki to bliźniaczki, ta grubsza, ubrana w fioletowe legginsy, koszulę w kratę i w włosach związanych wielkimi kokardami nazywała się Euzebia. Ta szczuplejsza w delikatnej, koronkowej sukience z opadającymi na ramiona, grubymi likami to Zenobia. Inga miała brązowe włosy, ścięte na jeża, glany, czarne, skórzane spodnie i bluzę z napisem NIRVANA, a Aurelia to dziewczyna przypominająca wredniejszą wersję Ani z Zielonego Wzgórza, o przenikliwych, bystrych oczach. Jej dżinsowe spodenki z wysokim stanem były krótsze niż moje majtki, a przez wręcz przezroczystą koszulę na ramiączkach prześwitywał stanik. Chyba jednak, jedyne co przypominało mi w niej główną bohaterkę powieści, to kolor włosów. Maja zaprosiła je na dzisiejszy wieczór, one szybko się zgodziły i wróciły do rozwiązywania „gazetkowego” quizu. Ciekawe co my będziemy robiły całą noc z nimi.
        Wyszłyśmy na korytarz i zobaczyłam przed sobą niskiego, zadyszanego chłopaka z czarnymi lokami.
-Cześć, jestem Saturnin. Anabella wzywa cię do siebie.-wysapał.
-Co? Mnie, ale po co? Przecież ja nic nie zrobiłam!- Przez głowę przeszły mi miliony myśli o tym, co mogło się stać.
-Idź, ja zaproszę resztę dziewczyn sama- zaoferowała Maja.
         Pokiwałam głową i poszłam za Saturninem.
-O co chodzi? Czego ode mnie chce?
-Po pierwsze, jej wysokość, widać, że jesteś nowa, a po drugie, zobaczysz sama.
         Gburowaty chłopak szedł, nie patrząc czy idę za nim. Nie miałam pojęcia o co może chodzić, przecież nic złego nie zrobiłam. Gdyby okazało się, że Anabella jest tą wspólniczką zdrajcy i odkryłaby, że to ja ich podsłuchiwałam. Miałabym ogromne kłopoty. Mogłabym zniknąć od tak, wszyscy udawaliby, że nic się nie stało, moje imię wymazaliby ze wszystkich dokumentów i byłoby jakbym nigdy nie istniała.

***
Łapcie kolejny rozdział, znowu dodany dzień później, przepraszam. 

sobota, 30 marca 2013

Rozdział 7


                                   Oczami Dominiki

              Po chwili usłyszałam śmiech, dziewczęcy śmiech. Rozejrzałam się po sali, sprawdzając dokładnie czy na trybunach kogoś nie ma. Na tle błękitnych ścian, na których była zielona siatka, zobaczyłam uśmiechniętą blondynkę z piłką. Ursyn szedł w jej stronę z nie mniejszym uśmiechem na ustach niż u tajemniczej nieznajomej. Gabriel spojrzał na mnie nieśmiało, jego czarne oczy opadały, o ile się nie myliłam, na również czarne oczy, cerę miał bladą i wyglądał na zmęczonego. Opięte dżinsy i bluzka pokazywały jaki był kościsty. Nie należał do napakowanych mięśniaków, ani też do „słitaśnych skejcików”.
            Podeszłam bliżej przyglądając się Ursynowi, który śledził wzrokiem nieznajomą.
-Nowe dzieło Ursyna- powiedział Gabriel.
-Słucham?
-Zmienił ją dzisiaj, nazywa się Eulalia. Ma dziwne moce i pracujemy nad nią.
-Dlaczego mówisz o niej jak o przedmiocie badań.
-Przepraszam. Po prostu nie wiemy czy jest Zerafinem i tak mówi Ursyn- tłumaczył się.
         Ignorując czarnowłosego podeszłam do Eulalii.
-Cześć. Jestem Dominika.
-Eulalia- powiedziała wesoło.
         Wydawała się taka szczera i przyjacielska. Miałam ochotę wziąć ją na bok i pogadać o wszystkich problemach. Miała na sobie zwiewną, białą sukienkę. W jej oczach widziałam iskierki, ale nie takie jak u Scholastyki, po prostu ujrzałam radość. Byłam trochę zazdrosna, Eulalia zdawała się być ideałem, a Ursyn wyglądał na zafascynowanego swoim „dziełem”. Wyrwał z jej dłoni piłkę i cmoknął dziewczynę w policzek. Ostatnim razem całował mnie, chyba mu nie starczałam. Niby nie byliśmy razem, ale jednak. Mimo to nie zniechęciłam się do Eulalii, jej nie dało się nie lubić. Chłopak, który podobał mi się, właściwie od przyjazdu tutaj, stracił w moich oczach. Teraz Euli była mną sprzed paru miesięcy, ciekawa nowego życia i dopiero co poznanego bohatera. Również byłam jego „dziełem”, zachowywał się tak samo jak przy nowo poznanej dziewczynie. Może nie chodziliśmy na romantyczne spacery, ale czułam się jak ta jedyna, zmieniona przez Ursyna, wyjątkowa. Pewnie już wiele dziewczyn traktował w ten sposób.
-Eulalia, czy nie chciałabyś przyjść na nasz męski wieczór? Będzie Gabriel, Saturnin, Amir, Emil, Damian, Maks no i ja.- zaczął Ursyn.
-No, ale przecież to męski wieczór!- wtrąciłam.
-Dominika, nie zauważyłem cię wcześniej. No i co z tego, że męski? Eulalia chętnie przyjdzie.
-Ona może przyjść do nas na babski wieczór. U nas będzie Maja, Lena, Scholastyka i jeszcze parę osób.
-Chyba wybiorę się do dziewczyn- zadecydowała Euli.
-Wspaniale!
          Wymieniłyśmy się uśmiechami i wyszłam z sali. Nie miałam ochoty dłużej patrzeć na zmienność Ursyna.

                                              ***
                                         Oczami Mai

          Kamil stanął przed nami i zaczął napinać mięśnie, co wywołało u mnie kolejny napad śmiechu. Mój chłopak spojrzał podejrzliwym wzrokiem, jakby chciał sprawdzić czy moja mina wskazywała na pogardę dla rywala, czy raczej podziw. Chyba zauważył to pierwsze, bo momentalnie rozluźnił się i uniósł kąciki ust.
-Masz ją natychmiast puścić!- Kamil kontynuował dalej swój kabaret.
-Czy ja ją trzymam?
         Emil wstał, delikatnie odsuwając mnie na bok. Podszedł od chłopaka, a ten zrobił krok w tył. Mój obrońca był od niego o pół głowy wyższy, przystojniejszy i lepiej zbudowany.
-To ja chyba pójdę- rzucił Kamil znikając za jaśminem.


                                                  ***
                                            Oczami Leny

         Ze snu wybudził mnie dźwięk trzaskania drzwiami i rzucania w kąt butów. Przetarłam oczy, minęła chwila zanim przyzwyczaiłam się do ciemności, dobrego wzroku po prze mianie niestety nie dostałam. Po kilku dobrych minutach rozpoznałam już sylwetkę Dominiki na przeciwległym łóżku. Siedziała pochylona do przodu i ukryła twarz w dłoniach. Włosy zakryły jej twarz, więc nie mogłam zobaczyć w jakim jest nastroju. Wyszłam boso z łóżka i zapaliłam światło. Dominika spojrzała na mnie. Była zła.
-Opowiem Ci wszystko zaraz, tylko pójdę wziąć prysznic- powiedziała.
-Jasne, nie ma sprawy.
         Próbowałam znaleźć jakąś lampkę nocną, ale nie było jej na żadnym ze stolików. Dominika wyszła z łazienki, na moje szczęście wyjęła z szafy małą lampkę i podała mi ją z uśmiechem. Podeszłam do mojej szafki, gimnastykując się, podłączyłam przewód do gniazdka. Nacisnęłam włącznik i żarówka zaczęła świecić. Podreptałam wyłączyć górne światło i wróciłam pod kołdrę. Powieki same mi opadały. Nagle do pokoju wbiegła Maja. Była zaskoczona, szczęśliwa, radosna, nie mogłam do końca odczytać jej uczuć. Zasapana przysiadła na brzegu mojego łóżka.
-Nie uwierzysz co się stało!- wykrzyknęła.
-No co? Już czekam na jedną relację od Dośki, która się myje.
-No dobra, to zaraz wam wszystko opowiem. Mówię Ci przeżyłam tako szok!
-Pośpiesz się!- krzyknęłam do zamkniętych drzwi.

***
Chciałam was przeprosić za zaległości i poślizg z dodaniem tego rozdziału. Jestem chora, więc dodaję go dopiero dzisiaj. Chciałam wam wszystkim życzyć wesołych świąt i obiecuję nadrobić zaległości.

piątek, 15 marca 2013

Rozdział 6


                                 Oczami Leny

         Dominika spuściła głowę jakby chciała uniknąć mojego wzroku. Najwidoczniej wiadomość o Gabrielu nie była dla niej zaskoczeniem. Wydawała się zawstydzona faktem, iż ktoś o tym wie. Maja była skupiona na jakimś punkcie za mną, odwróciłam głowię i ujrzałam zegar, który wskazywał na to, że zaraz będzie ósma wieczorem. Moja przyjaciółka chyba się z kimś umówiła, więc zrezygnowałam z planu dowiedzenia się wszystkiego natychmiast. Nic przecież się nie stanie kiedy przełożę naszą rozmowę, a właściwie przesłuchanie, na rano. Westchnęłam ciężko i spojrzałam na Dośkę i Maję jak bezradna mama.
-No dobrze, Maja idź do kogoś z kim się umówiłaś, a Ty Dośka nie musisz już tak spuszczać tej głowy. Pogadamy jutro, a teraz idę spać.
-Naprawdę?-spytałam zaskoczona Maja.
-Oczywiście, zresztą sama jestem zmęczona.
-Ręczniki masz w szafie, a wszystkie inne potrzebne rzeczy w łazience. To ja już lecę.
        Blondynka rzuciła się mi na szyję, ściskając z całych sił i wybiegła z pokoju.
-Właściwie też jestem z kimś umówiona- zaczęła nieśmiało Dominika.
-No to na co jeszcze czekasz?- Uśmiechnęłam się do niej.
       Dziewczyna przytuliła mnie serdecznie i wyszła. Ruszyłam do szafy, żeby wziąć potrzebne mi rzeczy. Bez problemu znalazłam ręczniki, bieliznę i piżamę. Powłócząc nogami weszłam do łazienki.

                               ***
                               Oczami Mai

       Nie mogłam doczekać się kiedy ujrzę jego twarz. Byłam podekscytowana, ale nie denerwowałam się, po prostu chciałam go zobaczyć, te jego piękne blond włosy, lekko zmierzwione, które przeczesywał co jakiś czas dłonią, serdeczne zielono-brązowe oczy, nieśmiały uśmiech i ten głos ciepły, troskliwy. Kiedy wymawiał moje imię czułam się jakbym była najważniejsza na świecie. Myślałam, że jest tym jedynym, o którym opowiadają te wszystkie książki. On był ideałem, ale oprócz niego znałam jeszcze kogoś, komu mogłam zaufać, bo znałam go od dawna. Traktowałam go jak mojego najlepszego przyjaciele, do momentu kiedy powiedział mi, że czuje do mnie coś więcej. Wtedy moje życie zaczęło być skomplikowane. Myślałam, że z Emilem, moim kochanym blondynkiem, będę do końca życia, ale nie mogłam kompletnie zignorować słów mojego przyjaciela Maksa, który był niezłym ciachem, obaj byli.
       Poczułam dłonie na talii i wtuloną w moją szyję twarz Emila. Wyrwał mnie z rozterek i znowu istniał tylko on. Obszedł mnie dookoła i pocałował w usta delikatnie, przelotnie, tak na powitanie.
-Gdzie idziemy?- spytałam.
-Niespodzianka.
-Nie lubię niespodzianek, powiedz mi i to już.
-Kochanie bądź cierpliwa.
       Wziął mnie za rękę i poprowadził.
       Właściwie nie byłam z nim oficjalnie. Zachowywaliśmy się tak jakbyśmy byli razem i wszyscy tak myśleli, ale nie padło nigdy pytanie, czy zostanę dziewczyną Emila, na pewno nie można nas uznać za schematycznych zakochanych. To wszystko jeszcze bardziej komplikowało sprawę z Maksem. Niby lepiej jak wszystko samo się rozwinie, ale mój kochany przyjaciel, który znał szczegóły mojej miłości z blondynem, uznawał mnie za singielkę i myślał, że to on zajmie miejsce u mojego boku, chociaż doskonale wiedział jak kochałam Emila. Powtarzał zawsze „Nic nie jest oficjalne.”
       Znaleźliśmy się przed wejściem do kuchni.
-Czy ta niespodzianka to jedzenie?- spytałam zawiedziona.
-Głuptasku, oczywiście, że nie, ale miałem przekazać Saturninowi o jutrzejszym męskim spotkaniu.
-No dobra, poczekam tu.
       Emil zniknął za drzwiami kuchni, a ja oparłam się o ścianę. Zauważyłam chłopaka, który wpatrywał się we mnie. Szedł korytarzem, a gdy zobaczył, że zauważyłam, iż bezczelnie się gapi spuścił wzrok. Był to Damian, o rok młodszy, znaczy zmieniony rok po mnie. Wydawał się miły i chyba zainteresowała go moja osoba, ale nie mogłam wdawać się w jakieś durne gierki. Miałam już problem z Emilem i Maksem, nie potrzebny mi do tego jeszcze Damian. Przeszedł koło mnie, ale w tamtym momencie z kuchni wyszedł mój chłopak. Damian odwrócił jeszcze kilka razy głowę i zniknął za rogiem.
       Wyszliśmy na zewnątrz, nie było jeszcze ciemno, ale słońce powolutku kierowało się ku linii horyzontu, żeby zniknąć za nią za kilkadziesiąt minut. Powietrze niosło ze sobą zapach kwiatów, słodkich owoców i lata. Duchota dnia ustępowała miejsca orzeźwiającemu wieczorowi. Księżyc, ledwo zauważalny na jeszcze jasnym niebie, wisiał nad nami. Uwielbiałam tę porę roku, jest taka wspaniała. Wiosna, chociaż równie piękna, a może bardziej, niesie ze sobą nieprzewidywalną pogodę, a w lato rzadko zdarzają się duże skoki temperatur.
       Ścieżka była nagrzana od słońca i przy każdym kroku unosił się z niej brązowy pył, dookoła rosły drzewa, krzewy i kwiaty. Ogród w Endergerd zachwycał różnorodnością roślin, szczególnie zaskakiwał tym, że zmieniał się w las. Nie było dokładniej granicy między końcem kwiecistego piękna, a początkiem leśnej aury.
       Emil pociągnął mnie w lewo, depcząc przy tym kilka malutkich krzewów, które dopiero co odrosły od ziemi. Nie miałam pojęcie gdzie idziemy, nigdy nie lubiłam na tyle przyrody, żeby siedzieć na dworze godzinami i szukać nowych, ciekawych przejść, nie żebym należała do typów „Komputer, jedzenie i spanie.” ( co chyba tutaj byłoby niemożliwe), chodziłam ścieżką przez ogród, trochę do lasu i z powrotem.
       Mogłam więc wtedy podziwiać różnorodność kwiatów. Podłużne, różowe płatki cyni* mieszały się z żółtymi i pomarańczowymi, puchatymi aksamitkami*. Na tle połaci kwiatów zauważyłam duży jaśmin* z bielusieńkimi płatkami w kształcie zaokrąglonych rombów, a w samym środku żółte, delikatne, niezauważalne pręciki przypominające promienie słońca, chcące oświetlić jak największy obszar. Zatrzymałam się na chwili i ujęłam w dłonie jeden z kwiatów, był taki delikatny, a zarazem piękny. Przypominał mi ludzi, przecież ich łatwo zranić, z Zafirami jest trochę inaczej, szczególnie z tymi obdarzonymi darami.
        Emil znowu zmienił kierunek, tym razem nie musiałam zastanawiać się nad celem naszej wędrówki. Moim oczom ukazał się widok jak z bajki. Zaraz za wielkim jaśminem rozciągała się połać trawy. Kawałek dalej stało drzewo, a pod nim malutki stolik i dwa krzesła, zrobione z metalu pomalowanego na czarno o fikuśnych kształtach. Poczułam się jakbym trafiła do baśni. Na przezroczystym stole, również z metalowym obramowaniem i pięknymi nóżkami, stał dzbanuszek, dwie filiżanki i czekoladowy tort z czterema piętrami i wielkim sercem na samym szczycie. Zaprało mi dech w piersiach, nie mogłam wydusić z siebie, ani jednego słowa. Emil podszedł, odsunął krzesło, na którym z opóźnieniem usiałam.
-Jak ci się podoba?- spytał.
-Nie wiem co powiedzieć. Dziękuję, ale z jakiej to okazji?
-No widzisz jesteśmy razem od dwóch lat i będziemy już zawsze.
        Czyli dla niego nie było potrzebne oficjalne pytanie, uważał mnie za swoją ukochaną.
-Dlatego chciałbym poprosić cię...-znów zaczął.
        Uklęknął przede mną i sięgnął do kieszeni w czarnych szortach. Wcześniej nawet nie zwróciłam uwagi jak biała bluzka kontrastuje z jego letnią opalenizną.
-Chciałbym prosić cię o...
-Maja!- Rozległ się piskliwy krzyk.
        Zza jaśminu wyłonił się Kami, mój natrętny kolega, który zawsze próbował zwrócić na siebie uwagę. Stał w czarnym garniturze z czerwonymi różami w dłoniach. Włosy miał ulizane, użył chyba zbyt dużej ilości żelu. Wyglądał jak debil. Widać było jak pot spływa mu po czole.
-Kocham Cię! Nie zgadzaj się.- Kamil wyjął zgięta karteczkę i zaczął recytować dalej.- Moja różo czerwona, mój słodziaku, jesteś moim księżycem, kocham cię nad życie, wyjdź za mnie, całuj mnie o świcie, nie chcę kochać cię skrycie- wyrecytował rymowankę jak z opery mydlanej.
        Wybuchnęłam śmiechem i spojrzałam na Emila. On uważnie śledził wzrokiem rywala. Mój ukochany miał napięte mięśnie, dłonie zaciśnięte w pięści, ściągnięte brwi i usta, które z pełnych zamieniły się w prostą kreskę. Wyglądał jakby zastanawiał się czy rzucić się na Kamila, czy liczyć do dziesięciu i próbować się opanować. Podeszłam do niego i przytuliłam go mocno próbując odgrodzić go jednocześnie od świrniętego rywala. Kamil ruszył w naszą stronę, wyrzucając róże w jaśmin.

                                        ***
                                      Oczami Dominiki

         Szłam w stronę sali gimnastycznej. Ursyn obiecał, że pomoże mi się nauczyć grać w siatkówkę, co z moimi zdolnościami było niemal niemożliwe. Mimo że po przemianie zyskałam koordynację ruchową, której zawsze mi brakowało, czułam się niepewnie w grach zespołowych. Właściwie odkąd tu jestem nie dotknęłam piłki, chyba nie mogłam dostać nagle talentu sportowego, chociaż wcale by mi to nie przeszkadzało.
        Weszłam na salę, w której byli Ursyn i Gabriel. 



***
*nazwy roślin
Chciałam poinformować, że nie toleruje spamu, do którego zaliczam komentarze typu "fajny blog link" "obserwuję liczę na rew" itp. Komentarze tego typu będę usuwane, przecież macie spamownik i uszanujcie moją pracę. Dziękuję też osobom, które to czytają i wypowiadają się, kocham was. :*

piątek, 1 marca 2013

Rozdział 5


          Dwie tajemnicze postacie wyszły z pokoju, a później z biblioteki. Zaczęłam normalnie oddychać dopiero wtedy, kiedy usłyszałam trzaśnięcie drzwiami. Wyczołgałam się spod łóżka i otrzepałam kurz. Nie sprzątali tu za często. Wiedziałam, że muszę być ostrożna, nawet przy moich nowych przyjaciółkach, chociaż miałam prawie stuprocentową pewność, że żadna z nich nie jest tajemniczą kobietą. Chciałam wszystko opowiedzieć Feliksowi, ale głos w mojej głowie nie pozwalał mi na to. Musiałam poczytać o intuicji Zafirów, przecież może wmyśliłam jakieś bzdury, a później wierzyłam , że to moje „moce” tak działają. Wiele dałaby mi wiedza o autorze wierszy, chociaż nie miałam pewności czy osoba, która je napisała jeszcze żyje.
          Zrobiłam kilka wdechów, żeby moje ciało mogło się już do końca uspokoić i poszłam sprawdzić, co kryło się za kolejnym wyjściem. Nacisnęłam zardzewiałą klamkę i pociągnęłam skrzypiące drzwi, które świadczyły o tym, że ktoś długo ich nie używał. W środku były brudne, pokryte kurzem schody. Mimo że nie oświetlała ich żadna lampka, widziałam kolejne drewniane drzwi, przez które przenikały promienie słoneczne. Musiały wychodzić na zewnątrz, a nawet stąd widziałam kłódkę, więc zrezygnowałam z wchodzenia na górę. Czułam, że nic więcej tu nie znajdę. Przeszłam z sypialni do saloniku i dopiero zauważyłam składaną drabinę przyczepioną do klapy w suficie. Uśmiechnęłam się w duchu, że nie będę musiała wspinać się przy pomocy krzeseł albo innych rzezy nieprzeznaczonych do tego.
         Znowu znalazłam się w bibliotece. Zaczęłam przeglądać zakładki wystające z regałów, aż trafiłam na dział POEZJA. Tom, który od razu rzucił mi się w oczy to „Ona”. Autorem zawartości książki był Gabriel. Na pierwszej stronie widniał bieżący rok. Uwielbiałam zapach kartek, a te pachniały nowością. Na pierwszej stronie znajdowała się wiersz, który był o dziewczynie. Po chwili zrozumiałam, że jego bohaterką była moja nowa przyjaciółka Dominika!

Dziewczyna

Cicha, skryta.
Spokojna, choć wesoła.
Woda.
Krople je duszy,
Utkwiły w moim sercu.
Nowa,
Choć znana.
Królewna Śnieżka.
Czy miłości szansa
Będzie mi dana?

        Zamknęłam tomik wierszy. Choć imię mojej przyjaciółki nie pojawiło się w żadnym wersie, ja widziałam, że to na pewno o niej. Kolejna strona utwierdziła mnie w przekonaniu, że Gabriel darzył Dominikę uczuciem, które niespełnione może prowadzić do nieszczęścia.

Ona

Dama mego serca.
Ostatnia szansa na
Miłości spełnienie.
Istota
Nękająca podświadomie
Irracjonalną potrzebą
Kochania jej tak
Absurdalnie i zawsze.

         Pierwsze co nasunęło mi się po przeczytaniu wiersze to, to że chłopak miał bzika na punkcie Dośki. Sądzę, że cała książka była o niej. Od przyjazdu tutaj nie widziałam ich razem, ale byłam tu zaledwie dzień ( albo dwa nie wiem ile byłam nieprzytomna, nie pytałam o to Feliksa) , w którym wydarzyło się więcej rzeczy niż w całym moim ludzkim życiu. Mogłam nie zauważyć tego Gabriela. Koniecznie musiałam pogadać o tym z dziewczynami. Kolejną rzeczą, którą musiałam się dowiedzieć, to kto, oprócz mnie, przybył do Endergerd. Cała ta sprawa była pogmatwana, a może to jak, jak zwykle przewrażliwiona na każdym punkcie, szukałam teorii spiskowych w zwykłych sprawach, przecież nie znałam tutejszych zasad. Może tajemnicza para zachowywała się normalnie, nie to zdecydowanie nie było normalne zachowanie. Nikt, a nikt nie powinien mówić takich okropieństw.
        Odłożyłam książkę na miejsce i wyszłam z biblioteki. Gdy otwierałam drzwi poczułam uderzenie i zanim się obejrzałam, leżałam na ziemi. Nade mną stał chłopak, który wyglądał na osobę, którą nie chciałabym spotkać w ciemnej uliczce. Przerażające szare oczy wlepiał prosto we mnie. Nie przeprosił, tylko tak stał i patrzył. Był łysy, spod koszulki wystawał mu fragment tatuażu, który bodajże był napisem. Chłopak kojarzył mi się z kibolami, wiem jestem stereotypowa, ale nie przewidywałam, żebym miała się zaprzyjaźnić z tym nieznajomym.
-Jestem Lena, mógłbyś przeprosić.- Słowa wypłynęły z mojej buzi, wydawałam się odważna, ale tak naprawdę serce waliło mi jak szalone. Obiecałam sobie, że będę twardsza i będę mówić co myślę, ale na nic więcej oprócz tego nie odważyłabym się.
-A ja Dymitr, czy to coś zmienia? To ty na mnie wpadłaś- oburzył się.
-Nie, ale...
-Dymitrze, proszę bądź milszy.- Nagle ni stąd ni zowąd , pojawiła się dziewczyna, która zwróciła się do nieznajomego z sztuczną przymilnością, jakby chciała zrobić dobre wrażenie, ale nie była dobrą aktorką.
-Eufemia, daj spokój. Chodź już!- wywrzeszczał Dymitr.
-No dobrze, żegnaj Leno.
         Bez spojrzenia w moją stronę ruszyli szybko korytarzem. Eufemia była średniego wzrostu brunetką, nosiła włosy związane wysoko w kucyk i długą czarną sukienkę, która muskała podłogę. Poszłam w przeciwnym kierunku, mając nadzieję, że bez problemu znajdę swój pokój.
        Weszłam do pokoju, w którym na szczęście były moje przyjaciółki. Chyba przestraszyły się moim gwałtownym wtargnięciem, bo patrzyły na mnie podejrzliwie i ze lekkim szokiem w oczach.
-Musimy pogadać. Po pierwsze, kto ostatnio przyjechał do Endergerd, w przeciągu kilku miesięcy?- zaczęłam.
-Ja, Regina, Adela i Eulalia- odpowiedziała Dominika.
-A kto je zmienił?
-Leno, ja z Dośką nie wiemy, wszystkiego, ale jeśli powiesz nam o co chodzi, to może razem coś wymyślimy.- Spojrzała mi prosto w oczy, a moje wszystkie wcześniejsze opory przed powiedzeniem im prawdy zniknęły, wiedziałam już, że mogę im ufać.
-No, bo jakby to w skrócie opowiedzieć. Szukałam Feliksa, ale moja ciekawość wzięła górę nade mną i poszłam na najwyższe piętro, do jakiegoś pachnącego stęchlizną korytarzyka, gdzie usłyszałam rozmowę dziewczyny i chłopaka. Opowiadali, że jakaś sprowadzona przez twego faceta dziewczyna może być Serafem, i że mogą mieć kłopoty. Później uciekłam do biblioteki i znalazłam przejście do pokoju pod ziemią, były tam dwa wiersze, jeden o przyszłej królowej, a drugi o zdrajcy, przez którego mogą zginąć wszyscy Zafirowie. Ta para znowu przyszła, tym razem do ukrytego pokoju, ale schowałam się pod łóżko. Kiedy wyszli z biblioteki znalazłam wiersze Gabriela o Dominice! Jeszcze kiedy wychodziłam, wpadłam na Dymitra
 i Eufemię. Nieciekawa para.

***
Zdecydowałam, że rozdziały będę dodawać co dwa tygodnie w piątek około godziny 17.00, ponieważ wolę wstawić dopracowany tekst, a nie jeżeli miałabym pisać coś byle jak. Mam nadzieję, że rozumiecie.

piątek, 22 lutego 2013

Rozdział 4

                                   
                                       Oczami Leny


        Wyszłam z pokoju z nadzieją, że znajdę Feliksa. Maja poinformowała mnie, że powinnam znaleźć drzwi z numerem pięćdziesiąt dwa. Poszłam schodami. Wchodziłam na kolejne piętra i w końcu zamiast dobrze mi znanych wejść do pokoi, zobaczyłam łańcuch, na którym wisiała kartka NIE WCHODZIĆ. Oczywiście nie zwróciłam na nią uwagi i przechodząc pod informacją ruszyłam dalej. Poczułam podmuch wiatru, delikatny, ale mrożący krew w żyłach. Dostałam się chyba na ostatnie piętro, na którym znajdowały się ogromne zdobione drzwi. Z drobnej szczeliny świszczał wiatr, teraz już silniejszy. Wyciągnęłam rękę, żeby chwycić za klamkę, ale spotkało mnie jedynie rozczarowanie, drzwi były zamknięte. W mojej głowie nagle pojawił się cały mechanizm zamka, gdy na obrazku w myślach wszystkie części się przesunęły, usłyszałam głośny zgrzyt. Sięgnęłam do klamki, bez cienia nadziei, ale ku mojemu zaskoczeniu, drzwi otworzyły się bez większych kłopotów. Po cichu weszłam do środka czując chłód i zło. Znalazłam się w małym pomieszczeniu bez okien, ściany były ciemnozielone, a powietrze wilgotne. Jednym źródłem światła to świeczka, która stała na komodzie, która nie nadawała się do użytku. Gdzie ja się znalazłam? Było tu okropnie, nagle moje ciało zastygło w bezruchu, ponieważ usłyszałam głos zza następnych drzwi.
-Ta dziewczyna, czy ona może być Serafem? Usłyszałam oschły, kobiecy głos.
-Nie mam pojęcia moja droga, ale jeśli tak się stanie, usuniemy ją, a reszcie wmówimy jakąś historyjkę- odpowiedział tak znajomy, a zarazem obcy, chłopięcy głos.
-Po co ją tu ściągałeś? Jeżeli coś odkryje albo stanie się tym Serafem, to już nie będzie takie proste! Zrozum, tak potężnego daru nie dostaje byle kto.
-Kochana, wszystko będzie dobrze. Działajmy tak jak wcześniej. Nasza gra wymaga poświęceń.
-Chyba nie z naszej strony?
-Oczywiście, że nie. Jeden złoty miecz i po kłopotach, a na razie nie martw się na zapas.
        Rozmowa zbliżała się do końca. Musiałam uciekać. Jak najciszej wyślizgnęłam się z małego, obskurnego korytarzyka, zamykając delikatnie drzwi i rzuciłam się biegiem do ucieczki. Mało brakowało, a runęłabym jak długa, zaczepiając się o łańcuch. Nie odwracając się zbiegłam kilka pięter niżej i ruszyłam korytarzem, w którym znajdowała się biblioteka. Otworzyłam drzwi i weszłam między regały na samym końcu pomieszczenia. Usiadłam i skuliłam się, ciężko dysząc. Rozmowa, którą przed chwilą usłyszałam przeraziła mnie i to nie na żarty. Czułam się jakby mówili o kimś mi bliskim. Zastanawiałam się, do kogo należały głosy. Męski był mi znany, ale zarazem obcy. Oba wydawały się oschłe, pełne bólu i okrucieństwa. Chwyciłam jedną ręką za regał, ale zamiast podnieść się, spadłam na dół. Spojrzałam w górę, a klapa w suficie właśnie się zamykała. Siedziałam na podłodze w ciemnym pomieszczeniu. Na wprost był kominek, w którym palił się ogień. Przed nim stały krzesła i stolik, a na nim stera papierów. W pomieszczeniu znajdowały się jeszcze dwie półki z książkami i drzwi. Wstałam powoli, przygotowana na ból po upadku, ale nie nastąpił. Wyprostowałam się i nic. Kolejne dobre skutki przemiany. Podeszłam do stolika i zaczęłam przeglądać papiery. Były tu gazety, książki, ale moją uwagę przykuły dwie kartki z wierszami, o ile się nie myliłam.

Królowa

Dziewczyna jak światło,
Które prowadzi
Przez ciemny las.
Dar od niebios.
Przywódcą niech się stanie,
Gdy pokona wszystkie trudy.
I ocali żywot rasy.
Jako Seraf
I królowa.
Niech wystąpi,
Przed swym ludem.
I na wieki broni go.
I tą gwiazdą, darem
Będzie zawsze,
Aż do chwili.
Kiedy żywi Zafirowie,
Ugodzeni złotem czystym,
Będą konać przy królowej.
Która zginąć
Ma za wszystkich.


Zdrajca

Czarnowłosy, czarnooki.
Co przyczyni się do śmierci,
Całej społeczności.
Na swym tronie.
Łożu śmierci
Poprzedniej królowej.
Splamiony jej krwią,
Jeszcze ciepła,
Ledwie zastygłą.
Zanim woja,
Zdoła ucichnąć.
On, zdrajca,
Koronę nałoży.
Ale duszy nie oczyści,
ONI nie pozwolą.


        Zamarłam czytając oba teksty, bo nie były one o przeszłości, tylko o przyszłości. Rozmowa, którą usłyszałam pokrywała się idealnie z wierszami. Zdrajcą był chłopak z korytarza, a królową była dziewczyna, o której mówili. Nie wiedziałam nic dokładnego, ale to musiało się zmienić. Wiersze mogły być proroctwem. Nie myślałam, że nie mogą się sprawdzić, moja intuicja podpowiadała mi, że nie są to zwykłe bazgroły. Nie mogłam nikomu do końca ufać. Ktoś, przecież z Zafirów był po stronie zła. Usłyszałam otwieranie drzwi do biblioteki. Było tu tak cicho, że słyszałam nawet taki szczegół. Ktoś zaczął się zbliżać, a ja jako tchórz, od razu rzuciłam się do tajemniczych drzwi, które okazały się wejściem do sypialni, w której było kolejne przejście, ale zamiast ryzykować wczołgałam się pod łóżko. Klapa otworzyła się, a ja wstrzymałam oddech. Moich uszu dobiegły odgłosy dwóch zeskoków. Osobami, które weszły były tajemnicze postacie z pokoju na samej górze.
-Słuchaj, to proroctwo mówi, że wygram, więc czym się martwisz- zaczął chłopięcy głos.
-Że ty wygrasz, a o mnie nie ma tu słowa! Czytałeś ostatnią linijkę?- wrzeszczała kobieta.
-Oczywiście i co z tego, że będę miał brudną duszę? Mówi się trudno.
-Nie rozumiesz? W tym musi być głębszy sens! ONI! Kim są oni?
-Nie mam pojęcia.
-To lepiej się dowiedz, bo przez NICH możemy mieć problemy. 


***
1055 odsłon, 14 obserwatorów i 48 komentarzy na całym blogu DZIĘKUJĘ ! Naprawdę to wiele dla mnie znaczy. Chciałam prosić też, żeby osoby z blogów, które komentuję informowały mnie w Spamowniku o nowych notkach, bo jest ich sporo, a chciałabym wszystkie przeczytać. Zapraszam do zakładek i jeszcze raz dziękuję za czytanie<3