wtorek, 1 października 2013

Rozdział 10

          Pierwsze zajęcia zaczynały się o ósmej i jak wierzyć kartce, miało być to karate. Mój plan składał się z dziwnych lekcji, sportów, z którymi nie miałam wcześniej nigdy do czynienia. Jedynie o jodze czytałam, kiedy chciałam poprawić kondycję i uzyskać sylwetkę modelki z czasopism „vogue”, co oczywiście mi się nie udało.
         Sala gimnastyczna znajdowała się na samym dole. Gdy otwierałam drzwi, spodziewałam się tłumu dzieciaków, poprzebieranych w białe stroje i wymachujących swoimi kończynami we wszystkie strony. Ku mojemu zdziwieniu, na sali stały Zafiry, w czarnych strojach, które idealnie przylegały im do każdego kawałka ciała, tworzyli krąg na środku pomieszczenia. Nagle wszystkie głowy odwróciły się w moją stronę. Ciekawskie spojrzenia skupiały się na różnych punktach mojego ciała. Jedni uparcie wpatrywali się w moje sandały, inni patrzyli mi prosto w oczy. Na śmierć zapomniałam o jakimś stroju do ćwiczeń, choćby dresie.
W tamtej chwili z kręgu wyszedł wysoki, przystojny, ciemnowłosy mężczyzna, może miał ze dwadzieścia lat, nie więcej. Czarny strój podkreślał jego umięśnione ciało.
-Witaj na moich zajęciach karate. Jestem Miron, a Ty?
-Lena. Panie Mironie...
-Och, skończ z tą oficjalną mową. Jestem po prostu Miron, nie rób ze mnie starca. A tak w ogóle to wątpię, żeby w tych twoich sandałkach można było wygodnie ćwiczyć.
-Tak...
-Leć do pokoju, tylko się pośpiesz.
           Pobiegłam do pokoju i zaczęłam szukać w szafie czegoś wygodnego. Jeżeli tamte Zafiry były ubrane w czarne stroje, to ja też powinnam. Wcisnęłam się w czarny kostium, włożyłam sportowe buty i wróciłam na salę.
           Nareszcie nie wyglądałam jak odmieniec. Zafiry siedziały na podłodze, wykonując najróżniejsze ćwiczenia rozciągające. Nagle usłyszałam głos zza pleców.
-Leno, no rusz się. Rób to co inni.
-Oczywiście...
           Szybko podeszłam do grupy na środku sali, ale usiadłam lekko z boku. Czułam się nieswojo. Niby nikt już nie zwracał na mnie uwagi, ale jednak nie znałam tu nikogo. Dziewczyna, która siedziała obok, miała krótkie, brązowe włosy do ramion i ciemną cerę. Odwróciła się do mnie, chyba nie powinnam tak długo patrzeć na jedną osobę.
-Jestem Margareta, a ty?- spytała.
-Lena.
-Więc Leno, lepiej zacznij ćwiczyć, bo Miron nie lubi jak ktoś jest leniwy.


           Wyprostowałam złączone nogi i próbowałam dotknąć dłońmi czubków palców, ale nie dałam rady. Ledwie co sięgnęłam za kolana. Zresztą nigdy nie byłam zbyt rozciągnięta, a gimnastyka w mojej dawnej szkole była na poziomie...właściwie to gimnastyki tam nie było.
           Cała lekcja karate polegała na uderzaniu różnymi częściami ciała o przeciwnika. Miron powtarzał nam, że ta dyscyplina służy tylko do obrony. 
           Z sali tylko ja wyszłam cała zlana potem i z roztrzepanymi włosami. Wszyscy inni wyglądali jakby dopiero szli na zajęcia. 
          Podsumowując zrobiłam z siebie pośmiewisko, bo prawie za każdym razem nie potrafiłam trafić w wyznaczony cel. 
          Miałam półtorej godziny przed zajęciami z jogi, więc postanowiłam, rozejrzeć się trochę, ale tym razem nie miałam zamiaru wchodzić na sekretne piętra. 
          Wyszłam z sali i skręciłam w prawo, żeby dojść do pokoju, bo nie zamierzałam chodzić cała spocona. W tym wielkim zamku, czułam się jeszcze trochę nieswojo. Wszędzie było cicho. Czasami zdawało mi się, że wszyscy stąd uciekli. Ile Zafirów mogło chodzić do tej "szkoły"? Musiało być ich dużo, ale pewnie siedzili w swoich pokojach. 
          Miałam już otworzyć drzwi, kiedy usłyszałam wołanie za sobą.
-Lena!-Odwróciłam głowę.
-Jestem Marcel- przedstawił się nieznajomy.
-Mnie chyba już znasz. 
-Tak. Jestem przyjacielem Feliksa i dużo mi o tobie opowiadał. 
-To zabawne, bo on mi o tobie nic.
-Nic straconego. Może pójdziemy na krótki spacer? 
-Dobrze, ale dasz mi chwilę?
-Oczywiście.
          Wślizgnęłam się szybko do pokoju. Musiałam wyglądać okropnie, a on był taki przystojny. Zresztą wszyscy tutaj mieli nieprzeciętną urodę, wszyscy oprócz mnie. 
          Podeszłam do szafy i wyciągnęłam pierwszą, lepszą bluzkę z brzegu, dżinsy i trampki. Nałożyłam to na siebie i spojrzałam w lustro. Przeczesałam włosy i wciąć nie wyglądałam tak jakbym chciała, ale nie miałam już czasu na żadne poprawki. 
         Uchyliłam drzwi i modliłam się w duchu, żeby chłopak dalej tam był.
-Ślicznie wyglądasz.
-Nie kłam.
-Nie kłamię- Roześmiał się, a na moich policzkach pojawiły się rumieńce.